czwartek, 13 listopada 2014

Recenzje Skinola z OS cz. 32


 BURN DOWN – „Keine gnade” (CD, PC Records) Kolejny nowy CD, zamówiony w zasadzie tylko do recenzji, choć, po kilku przyzwoitych pozycjach ze sceny niemieckiej, po cichu liczyłem, że może i ten krążek będzie do słuchania. Niestety nie jest. Mu- zycznie grupa prezentuje mieszankę hatecore, paganfolku i RAC-a, ale tego ostatniego nie jest za dużo. Do tego numery są dość długie (całość ma 12 numerów i ponad 50 minut!), co nie jest normalne dla tego typu grania, ale czasem wychodzi to grupie na dobre. Dwa numery bowiem (Philosophie oraz Religion der speichellecker) dzięki temu rozbudowaniu wpadły mi w ucho – dużo się w nich dzieje i muszę przyznać, że mogę je śmiało wyróżnić. Reszta jest taka sobie. Teksty w komplecie po niemiecku, więc nie wiem, o czym, ale na pewno jest to zespół z prawej strony sceny. Cóż, ten CD nie zagrzeje u mnie miejsca i rozstanę się z nim bez żalu. 

TVSMITH – „Acoustic sessions volume 1” (CD, selfproduct) Do recenzji tego CD podchodziłem kilkanaście razy, Jest to krążek, który kupiłem na koncercie w Gdyni za grube pieniądze i sam siebie próbowałem do niego przekonać. Nie udało mi się. Materiał na tej płycie, to zestaw 24 numerów (całość ma ponad 70 minut) granych, jak wskazuje tytuł, w wersji akustycznej (czyt.: ogniskowej), za
którą nie przepadam. Tak też wyglądał koncert TVSmith, na którym byłem – jak dla mnie tragedia. Czasem (choć wolałbym, żeby jak najrzadziej) takie zakupy się trafiają, więc trochę pluję sobie w brodę, że kupiłem ten CD przed występem artysty. Mam szacunek do tego gościa, za stare numery, ale nie mam miejsca w domu na takie płyty, więc z chęcią się jej pozbędę, nawet za mniej niż zapłaciłem. Jacyś chętni? 

FRAKASS – „Rage!” (CD, Rage Records) Byłem pewny, że ta grupa od lat nie istnieje. Mam ich debiutancki CD, który jest nie najgorszy, więc z radością przyjąłem wiadomość o nowym krążku. Miałem jednak obawy, że może to być porażka – scena prawicowa z Francji jest, według mnie, w tej chwili słaba, a zespoły poszły często w metalowo/hatecorowe gra- nie. Muszę jednak przyznać, że czarny scenariusz się nie spraw- dził. Jest mniej melodyjnie, ciężej i nie tak dobrze, jak kiedyś, ale da się tego CD spokojnie posłuchać, choć więcej niż 3 mu nie daje.  Na tej ładnie wydanej płycie znalazło się 11 numerów, a całość trwa ponad 45 minut. Dans la ligne de mire, Eurosiberie oraz A.C.A.B. zdecydowanie mogę wyróżnić, jako kawałki lepsze od reszty. 

GUILTY BASTARDS – „... Per te stesso” (CD, too many records) Po ten krążek sięgnąłem po ponad tygodniowym nie słuchaniu mu- zyki na urlopie. I muszę przyznać, że ten CD mi się spodobał. Na pewno jest to pośrednio „efekt odstawienia”, bo rewelacyjna ta płyta nie jest, ale przyznaję, że dość melodyjny Oi!/Punk prezentowany przez grupę trzyma nie najgorszy poziom, który przypomina mi dobre czasy włoskiej sceny Oi!. Nie wiem, jaka jest opcja polityczna zespołu – mogę się domyślać, że bronią się przed zaszufladkowaniem, ale na szczęście całość numerów jest po włosku, więc nic z nich nie rozumiem. Będę się na bank rozglądał za kolejną produkcją zespołu, a póki co z 12 kawałków (ponad 40 minut muzyki) wyróżniam: Fino alla fine, Cu- ore sardo i Erano eroi.

V/A – „Unbroken brotherhood” (CD, Sons of Europe Production) Nie mam w zwyczaju pisać recenzji polskich zespołów – po pierw- sze, dlatego, że nie słucham naszej sceny, a po drugie i tak zostawiam sobie w kolekcji każdą płytę z polską grupą w myśl zasady „wspieraj scenę, albo wypierdalaj!”. Muszę jednak odnotować pojawienie się kompilacji z Węgrami, choć bardzo rozczarowała mnie edycja tego krążka – jest wydany na CDr. Na tej płycie umieszczonych jest 16 ka- wałków –całość trwa prawie 65 minut. Jest tutaj po siedem grup z Wę- gier i Polski – daleki jestem od bezkrytycznego wielbienia zespołów krajowych, ale nie będę ukrywał, że na tym CD nasi biją na głowę Madziarów – prawie wszystkie grupy z tego kraju, to różne odmiany hatecore/paganfolk, a wśród naszych słychać sporo RAC. Cóż nie jestem zachwycony tą produkcją, ale wyróżnię Invasion, Obłęd oraz węgierski Révület, które prezentują się, według mnie, najlepiej. 

THE PATRONS – „We shall not be moved” (CD, Mother Fucking Sounds) Kolejna produkcja z MFS z młodą grupą – tym razem z Holan- dii. Trochę szkoda, że krążek ma tylko jedenaście numerów i trwa 25 minut, bo jest to całkiem przyzwoite granie. Dziesięć numerów jest po angielsku, więc można się bezproblemowo dowiedzieć, jakie jest przesłanie grupy: pijaństwo i rozróby. Ten w sumie chuligański przekaz okraszony jest mieszanką Oi!/Punk/core w stylu angielsko-holenderskim. Momentami brzmi to lepiej, momentami gorzej, ale dałbym tej płycie solidne 3+. Osobiście wyciąłbym z tego krążka 7”-kę z czterema numerami, która rzucałaby na kolana. Z całości do częstszego słuchania polecam numery: tytułowy, Not like You i City of Violence.  

ULTIMA FRONTIERA – „Noc ci sono più eroi” (CD, Rampage Production) Z kronikarskiego obowiązku donoszę o reedycji krążka włoskiej grupy, który po raz pierwszy ukazał się w 2003 roku. Nie byłem fanem tego zespołu – dla mnie należał on do drugiego szeregu sceny RAC z Italii, ale doceniałem ich warsztat. Przyznaję, że po latach ten materiał się broni – mieszanka RAC i rocka tożsamościowego brzmi dalej przyzwoicie i warta jest co najmniej przesłuchania. Oryginalny CD jest już „w cenie”, więc jest możliwość uzupełnienia kolekcji niższym kosztem. Osobiście uważam, że warto, bo stanowi świetną odskocznię od ciężarów, jakie głównie wychodzą po prawej stronie sceny. Całość liczy 13 numerów i trwa 45 minut, a na wyróżnienie zasługują numery: Trilateral commission, Falsi come una birra analcolica oraz Birra grande subito. 

ANI KROK SPÄŤ! – „Zrkadlo doby” (CD, 4Subculture Records) Nieznana mi słowacka grupa doczekała się krążka w amerykańskiej wytwórni. Zawodnicy określają się, jako zespół street rockowy i jest w tym dużo prawdy. Nie jest to ten typ streetrocka, który lubię, ale przyznaję, że ten krążek nie jest najgorszy i da się go spokojnie, co jakiś czas, posłuchać. Na płycie znajduje się 9 kawałków (choć okładka in- formuje tylko o ośmiu), z których cześć ma teksty po angielsku. Całość jest w miarę melodyjna, choć do rewelacji trochę brakuje. Na pewno będę się rozglądał za kolejnymi produkcjami grupy, bo widzę szanse na rozwój i jeszcze lepsze granie. A póki co z prawie 35 minut muzyki na tym dość przyzwoicie wy- danym CD wyróżniam kawałki: Ctihodnost’ anonym i H.W.C.